Adam Mickiewicz1798 – 1855 Polen/Litauen |
|
|
|
Mickiewicz
(original) |
Übertragungen von:
|
Sonety Krymskie
|
Krim-Sonette |
I - Stepy
Akermańskie Wpłynąłem
na suchego przestwór oceanu, |
|
II - Cisza morska |
|
III - Żegluga |
|
IV – Burza |
|
V - Widok gór ze stepów Kozłowa |
|
VI – Bakczysaraj |
|
VII - Bakczysaraj w nocy |
|
VIII - Grób Potockiej |
|
IX - Mogiły Haremu |
|
X - Bajdary |
|
XI - Ałuszta w dzień |
|
XII - Ałuszta w nocy |
|
XIII - Czatyrdach Mirza |
|
XIV - Czatyrdach Pielgrzym |
|
XV - Droga nad przepaścią w Czufut-Kale |
|
XVI - Góra Kikineis Mirza
|
|
XVII - Ruiny zamku w Bałakławie |
|
XVIII - Ajudah |
|
Sonety
Odeskie
|
Odessa-Sonette |
Quand'era in parte altr'uom da quel, ch'io sono. I - DO LAURY
Ledwiem ciebie zobaczy, jużem się
zapłonił, W nieznanym oku dawnej znajomości pytał; I z twych jagód wzajemny rumieniec wykwitał Jak z róży, której piersi zaranek
odsłonił. Ledwieś piosnkę zaczęła, jużem
łzy uronił, "Twój głos wnikał do serca i za
duszę chwytał; Zdało się, że ją anioł po
imieniu witał I w zegar niebios chwilę zbawienia zadzwonił.
O luba! niech twe oczy przyznać sił nie
boją, Jeśli cię mym spójrzeniem jeśli
głosem wzruszę; Nie dbam, że los i ludzie przeciwko nam
stoją, Że uciekać i kochać bez nadziei
muszę. Niech ślub ziemski innego darzy ręką
twoją, Tylko wyznaj, że Bóg mi. poślubił
twą duszę. |
|
II Mówię z sobą, z drugimi plączę
się w rozmowie, Serce
bije gwałtownie, oddechem nie władnę, Iskry
czuję w źrenicach, a na twarzy bladnę; Niejeden
z obcych głośno pyta o me zdrowie Albo
o mym rozumie cóś na ucho powie. Tak
cały dzień przemęczę; gdy na łoże padnę W
nadziei, że snem chwilę cierpieniom ukradnę, Serce ogniste mary zapala w mej głowie. Zrywam się, biegę, składam na
pamięć wyrazy, Którymi mam złorzeczyć okrucieństwu twemu, Składane, zapomniane po milijon razy. Ale gdy ciebie ujrzę, nie pojmuję, czemu Znowu jestem spokojny, zimniejszy nad głazy, Aby goreć na nowo - milczeć po dawnemu. |
|
III Nieuczona
twą postać, niewymyślne słowa, Ani lice,
ni oko nad inne nie błyska, A
każdy rad cię ujrzeć, rad posłyszeć z bliska; Choć
w ubraniu pasterki, widno, żeś królowa. Wczora brzmiały i pieśni, i głośna
rozmowa, Pytano się o twoich rówiennic nazwiska, Ten
im pochwały sypie, inny żarty ciska; Ty
weszłaś, - każdy święte milczenie zachowa. Tak
śród uczty, gdy śpiewak do choru wyzywał, Gdy
koła tańcujących wiły się po sali, Nagle
staną i zmilkną; każdy zapytywał, Nikt
nie wiedział, dlaczego w zadumieniu stali. "Ja
wiem - rzecze poeta - anioł przelatywał". Uczcili
wszyscy gościa, - nie wszyscy poznali. |
|
IV -
WIDZENIE SIĘ W GAJU "Tyżeś
to? i tak późno?" - "Błędną miałem
drogę, Śród
lasów, przy niepewnym księżyca promyku; Tęskniłaś?
myślisz o mnie?" - "Luby niewdzięczniku Pytaj
się, czy ja myśleć o czym innym mogę!" "Pozwól
uścisnąć dłonie, ucałować nogę. Ty
drżysz! czego?" - "Ja nie wiem; błądząc po
gaiku Lękam
się szmeru liścia, nocnych ptaków krzyku; Ach!
musimy być winni, kiedy czujem trwogę". "Spójrzyj
mi w oczy, w czoło; nigdy z takim czołem Nie
idzie zbrodnia, trwoga nie patrzy tak śmiele. Przebóg!
jesteśmyż winni, że siedzimy społem? "Wszak
siedzę tak daleko, mówię tak niewiele, I
zabawiam się z tobą, mój ziemski aniele! Jak
gdybyś już niebieskim stała się aniołem". |
|
V Potępi
nas świętoszek, rozpustnik wyśmieje, Że
chociaż samotnymi otoczeni ściany, Chociaż
ona tak młoda, ja tak zakochany, Przecież
ja oczy spuszczam, a ona łzy leje. Ja
bronię się ponętom, ona i nadzieje Chce
odstraszyć, co chwila brząkając kajdany, Którymi
ręce związał nam los opłakany. Nie
wiemy sami, co się w sercach naszych dzieje. Jestże to ból? lub rozkosz? Gdy
czuję ściśnienia Twych dłoni, kiedy z ustek
zachwycę płomienia, Luba! czyż mogę temu dać
imię cierpienia? Ale kiedy się łzami nasze lica
zroszą, Gdy się ostatki życia w
westchnieniach unoszą, Luba! czyliż to mogę nazywać
rozkoszą? |
|
VI - RANEK I
WIECZÓR Słońce błyszczy na wschodzie w chmur
ognistych A na zachodzie księżyc blade lice mroczy, Róża za słońcem pączki rozwinione
toczy, Fijołek klęczy zgięty pod kroplami
ranku. Laura błysnęła w oknie,
ukląkłem na ganku; Ona muskając sploty swych złotych warkoczy: "Czemu - rzekła - tak rano smutne macie oczy,
I miesiąc, i fijołek, i ty, mój
kochanku?" W wieczór przyszedłem nowym bawić się
widokiem; Wraca księżyc, twarz jego pełna i
rumiana, Fijołek podniósł listki otrzeźwione
mrokiem. Znowu stanęła w oknie moja, ukochana, W piękniejszym jeszcze stroju i z weselszym okien Znowu u nóg jej klęczę - tak smutny jak z
rana. |
|
VII - Z PETRARKI Chcecie wiedzieć, co cierpię, rówiennicy moi? Odmaluję najwierniej, ile pióro zdoła. Mary ja dotąd pośród pamiątek
kościoła Myślą gonię i duch mój o
przeszłości roi. Tu zwykła igrać, ówdzie zamyślona stoi, Tam z niechęcią twarz kryła, tu mię
okiem woła, Tu gniewna, tam posępna, tu znowu wesoła, Tu swe lica w łagodność, tu w
powagę stroi. Tam piosenkę nuciła, tu mi dłoń
ścisnęła, Tu usiadła, tam naszej rozmowy początek. Stąd biegła, tu na piasku imię moje
kryśli, Tam słówko powiedziała, ta z cicha
westchnęła, Tam się zarumieniła - ach! śród tych
pamiątek Wiecznie miota się serce i plączą
się myśli. |
|
VIII - DO NIEMNA Niemnie, domowa rzeko moja Z gdzie są wody, Które niegdyś czerpałem ar niemowlęce
dłonie, Na których potem w dzikie pływałem ustronie, Sercu niespokojnemu szukając ochłody? Tu Laura, patrząc z chlubą na cień swej
urody, Lubiła włos zaplatać i zakwiecać
skronie, Tu obraz jej malowny w srebrnej fali łonie Łzami nieraz mąciłem, zapaleniec
młody. Niemnie, domowa rzeko, gdzież są tamte
zdroje, A z nimi tyle szczęścia, nadziei tak wiele? Kędy jest miłe latek, dziecinnych wesele? Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje? Kędy jest Laura moja, gdzie są przyjaciele? Wszystko przeszło, a czemuż nie przejdą
łzy moje! |
|
IX - STRZELEC Widziałem, jak dzień cały pośród letniej
spieki Błąkał się strzelec młody;
stanął nad strumieniem, Długo poglądał wkoło i rzecze z
westchnieniem: "Chcę ją widzieć, nim kraj ten
opuszczę na wieki, "Chcę
widzieć nie widziany". Wtem
leci zza rzeki Konna łowczyni strojna Dyjany odzieniem, Wstrzymuje konia, staje, zwraca się wejrzeniem: Zapewne jechał za nią towarzysz daleki. Strzelec cofnął się, zadrżał i
oczy Kaima Zataczając po drodze, gorzko się
uśmiechał, Drżącą ręką broń
nabił, dąsa się i zżyma, Odszedł nieco, jakoby swej myśli zaniechał. Wtem dojrzał mgłę kurzawy;
wzniesioną broń trzyma, Bierze na cel, mgła bliżej - lecz nikt nie
nadjechał. |
|
X -
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO Z Petrarki Błogosławiony
rok ów, miesiąc i niedziela, I dzień ów, i dnia cząstka, i owa
godziną, I chwila, i to miejsce, gdzie moja dziewczyna Uczucia
mi natchnęła, choć ich nie podziela. Błogosławione
oczki blasku i wesela, Skąd
amorek wygląda i łuczek napina, Błogosławiony
łuczek, strzałki i chłopczyna, Co do
mnie wówczas strzelił, ach t i dotąd strzela. Błogosławię ci, pierwsza piosnko
nieuczona, Którą odbiły lasy domowe i rzeki,
Którą potem ojczysta powtarzała
strona. Błogosławię ci, pióro,
którym w czas daleki Wsławiłem ją, i moją
pierś błogosławiona, W której Laura mieszkała i mieszka na
wieki. |
|
XI - REZYGNACJA Nieszczęśliwy, kto próżno o
wzajemność woła, Nieszczęśliwszy jest, kogo próżne serce
nudzi, Lecz ten u mnie ze wszystkich nieszcześliwszy
ludzi, Kto nie kocha, że kochał, zapomnieć nie
zdoła. Widząc jaskrawe oczy i bezwstydne czoła, Pamiątkami zatruwa rozkosz, co go łudzi; A jeśli wdzięk i cnota czucie w nim obudzi, Nie śmie z przekwitłym sercem iść
do stóp anioła. Albo drugimi gardzi, albo siebie wini, Minie ziemiankę, z drogi ustąpi bogini, A na obiedwie patrząc żegna się z
nadzieją. I serce ma podobne do dawnej świątyni, Spustoszałej niepogód i czasów koleją, Gdzie bóstwo nie chce mieszkać, a ludzie nie
śmieją. |
|
XII -
DO * * * Patrzysz
mi w oczy, wzdychasz; zgubna twa prostota! Lękaj
się jadu, który w oczach źmii płonie, Uciekaj,
nim cię oddech zatruty owionie, Jeśli
nie chcesz, kląć reszty twojego żywota. Szczerość,
jeszcze mi jedna pozostałą cnota; Wiedz,
że niegodny ogień zapalasz w mym łonie; Lecz
umiem żyć samotny - i po cóż przy zgonie Ma się wikłać w me losy niewinna istota?
Lubię rozkosz, lecz zwodzić nadto jestem
dumny Tyś dziecko, mnie namiętne przepaliły
bole; Tyś szczęśliwa, twe miejsce w
biesiadników kole, Moje, gdzie są przeszłości smętarze
i trumny. Młody bluszczu; zielone obwijaj topole, Zostaw cierniom grobowe otaczać kolumny. |
|
XIII Pierwszy
raz jam niewolnik z mojej rad niewoli: Patrzę
na ciebie, z czoła nie znika pogoda; Myślę
o tobie, z myśli nie znika swobodą; Kocham ciebie, a przecież serce mi nie boli. Nieraz brałem za szczęście
chwileczkę swawoli, Nieraz mię obłąkała
wyobraźnią młoda Albo słówka zdradliwe i wdzięczna uroda, Lecz wtenczas i rozkosznej złorzeczyłem doli.
Nawet owę, gdy owę kochałem
niebiankę, Ileż łez, jaki zapał, jaka niegdyś
trwoga, I żal teraz na samę imienia jej
wzmiankę. Z tobą tylko szczęśliwy, z tobą,
moja droga! Bogu chwała, że taką zdarzył mi
kochankę, I kochance, że uczy chwalić Pana Boga. |
|
XIV Luba!
ja wzdycham, pamięć niebieskiej pieszczoty Trują mi okropnego rozmyślania chwile. Ach! może serce twoje, co
cierpiało tyle, Może, boję się wyrzec,
pustoszą zgryzoty. Luba, i cożeś winna, że
twych ocząt groty Tak palące, że usta
śmieją się tak mile? Zbyt ufałaś mej cnocie, zbyt swej
własnej sile, I nazbyt ognia Stwórca wlał w nasze istoty. Przewalczyliśmy wiele i dni, i tygodni, Młodzi, zawsze samotni, zawsze z sobą w
parze, I byliśmy oboje długo siebie godni. Teraz, ach! pójdę łzami oblewać
ołtarze, Nie będę mojej żebrać przebaczenia
zbrodni, Tylko niech mię Bóg twoją zgryzotą nie
karze. |
|
XV - DZIEŃDOBRY Dzieńdobry! nie śmiem budzić, o
wdzięczny widoku! Jej duch na poły w rajskie wzleciał okolice, Na poły został boskie ożywiając
lice, Jak słońce na pół w niebie, pół w
srebrnym obłoku. Dzieńdobry! już westchnęła,
błysnął promyk w oku, Dzieńdobry! już obraża
światłość twe źrenice Naprzykrzają się ustom muchy swawolnice, Dzieńdobry! słońce w oknach, ja przy
twoim boku. Niosłem słodszy dzieńdobry, lecz twe
senne wdzięki Odebrały mi śmiałość; niech
się wprzódy dowiem: Z łaskawym wstajesz sercem? z orzeźwionym
zdrowiem? Dzieńdobry! nie pozwalasz ucałować
ręki? Każesz odejść, odchodzę: oto masz
sukienki, Ubierz się i wyjdź prędko -
dzieńdobry ci powiem. |
|
XVI - DOBRANOC Dobranoc! już dziś więcej nie
będziem bawili, Niech snu anioł modrymi skrzydły cię
otoczy; Dobranoc! niech odpoczną po łzach twoje oczy; Dobranoc! niech się serce pokojem zasili. Dobranoc! z każdej ze mną przemówionej chwili
Niech zostanie dźwięk jakiś cichy i
uroczy, Niechaj gra w twoim uchu, a gdy myśl zamroczy, Niech się mój obraz sennym źrenicom przymili.
Dobranoc! obróć jeszcze raz na mnie oczęta, Pozwól lica. - Dobranoc! - Chcesz na sługi
klasnąć? Daj mi pierś ucałować. - Dobranoc!
zapięta. Dobranoc! już uciekłaś i drzwi chcesz
zatrzasnąć. Dobranoc ci przez klamkę - niestety!
zamknięta! Powtarzając: dobranoc! nie dąłbym ci
zasnąć. |
|
XVII -
DOBRYWIECZÓR Dobrywieczór! on dla mnie najsłodszym
życzeniem; Nigdy, czy to przed nocą dzieli nas zapora, Czyli mię ranna znowu przywołuje pora, Nie żegnam się, ni witam z takim
zachwyceniem, Jak w tg chwilę, wieczornym ośmielony
cieniem; Ty nawet, milczeć rada i płonić się
skora, Gdy usłyszysz życzenie dobrego wieczora, Żywszym okiem, głośniejszym rozmawiasz
westchnieniem. Niechaj dzieńdobry wschodzi tym, co społem
żyją, Objaśniać pracę, która ich ręce
jednoczy; Dobranoc niech szczęśliwych kochanków otoczy,
Gdy z rozkoszy kielicha trosk osłodę
piją; A tym, co się kochają i swą
miłość kryją, Dobrywieczór niech przyćmi zbyt wymowne oczy. |
|
XVIII - DO D.D.
- WIZYTA Ledwie wnijdę, słów kilka przemówię z
nią samą: Jużci dzwonek przerażą, wpada galonowy, Za nim wizyta, za nią ukłony, rozmowy, Ledwie wizyta z bramy, już druga za bramą. Gdybym mógł, progi wilczą otoczyłbym
jamą, Stawiłbym lisie pastki, kolczate okowy, A jeśli nie dość bronią, uciec bym
gotowy Na tamten świat, stygową zasłonić
się tamą. O przeklęty nudziarzu! ja liczę minuty, Jak zbrodniarz, co go czeka ostatnia katusza: Ty pleciesz błahe dzieje wczorajszej reduty. Już bierzesz rękawiczki, szukasz kapelusza, Teraz odetchnę nieco, wstąpi we mnie dusza...
O bogi! znowu siada, siedzi jak przykuty! |
|
XIX - DO WIZYTUJĄCYCH Pragniesz miłym być gościem, czytaj rady
moje: Nie dość wszedłszy donosić, o czym
wszyscy wiedzą, Źe dzisiaj tam walcują, ówdzie obiad
jedzą, Zboże tanie, deszcz pada, w Grecyi rozboje. Jeśli w salonie znajdziesz bawiących się
dwoje, Zważaj, czy cię z ukłonem, z
rozmową uprzedzą, Czyli daleko jedno od drugiego siedzą, Czy wszystko jest na miejscu, czy w porządku
stroje. Jeśli pani co wyraz zaśmiać się
gotowa, Choć usta śmiać się nie chcą;
jeśli panicz z boku Pogląda i zegarek dobywa i chowa, I grzeczność ma na ustach, a coś
złego w oku: Wiesz, jak ich trzeba witać? - Bywaj zdrów,
bądź zdrowa. A kiedy ich masz znowu odwiedzić? - Po roku. |
|
XX - POŻEGNANIE - DO D. D. Odpychasz mię? - czym twoje serce już
postradał? Lecz jam go nigdy nie miał; -- czyli broni cnota? Lecz ty pieścisz innego; - czy że nie dam
złota? Lecz jam go wprzódy nie dał, a ciebie
posiadał. I nie darmo; choć skarbów przed tobąm nie
składał, Ale mi drogo każda kupiona pieszczota, Na wagę duszy mojej, pokojem żywota; Dlaczegoż mię odpychasz? - nadaremniem
badał. Dziś odkrywam łakomstwo nowe w sercu twojem: Pochwalnych wierszy chciałaś; marny
pochwał dymie! Dla nich więc igrasz z bliźnich
szczęściem i pokojem? Nie
kupić Muzy! W każdym ślizgałem się rymie, Gdym
szedł na Parnas z lauru wieńczyć cię zawojem, I ten
wiersz wraz mi stwardniał, żem wspomniał twe imię. |
|
XXI - DANAIDY Płci piękna! gdzie wiek złoty, gdy za
polne kwiaty, Za haftowane kłosem majowe sukienki, Kupowano panieńskie serduszka i wdzięki, Gdy do lubej gołębia posyłano w swaty? Dzisiaj wieki są tańsze, a droższe
zapłaty. Ta, której złoto daję, prosi o piosenki; Ta, której serce daję, żądała mej
ręki; Ta, którą opiewałem, pyta, czym bogaty. Danaidy! rzucałem w bezdeń waszej chęci Dary, pieśni i we łzach
roztopioną duszę; Dziś z hojnego jam skąpy, z
czułego szyderca. A choć mię dotąd jeszcze
nadobna twarz nęci, Choć jeszcze was opiewać i
obdarzać muszę, Lecz dawniej wszystko dałbym,
dziś wszystko - prócz serca. |
|
XXII - EKSKUZA
Nuciłem
o miłostkach w rówienników tłumie; Jedni
mię pochwalili, a drudzy szeptali: "Ten wieszcz kocha się tylko, męczy się i
żali, Nic innego nie czuje lub śpiewać nie umie. "W
dojrzalsze wchodząc lata, przy starszym rozumie,Czemu serce
płomykiem tak dziecinnym pali? Czyliż mu na to wieszczy głos
bogowie dali, Aby o sobie tylko w każdej nucił dumie?" Wielkomyślna
przestroga! - wnet z górnymi duchy Alcejski
chwytam bardon, i strojem Ursyna Ledwiem
zaczął przegrywać, aż cała drużyna Rozpierzchła
się unosząc zadziwione słuchy; Zrywam struny i w Letę ciskam bardon
głuchy. Taki wieszcz jaki słuchacz. |
|
Verstreute
Sonette
|
|
Przypomnienie
|
|
Do
Samotności
|
|
Poezyjo!
|